2018-02-19
Dzięki poprawie sytuacji na rynku pracy budżet musiał w ubiegłym roku dorzucić do kasy ZUS o blisko 6 mld zł mniej, niż pierwotnie zaplanowano. Ulga jest jednak chwilowa, bo liczba emerytów pod koniec roku wyraźnie wzrosła. Sam system ubezpieczeń społecznych pozostaje trwale deficytowy.
Budżet państwa zamknął 2017 r. jednym z najlepszych wyników w ostatnich latach. Jednym z elementów, który przyczynił się do poprawy sytuacji w kasie państwa, była niższa od oczekiwanej dotacja dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Pierwotnie w projekcie ustawy budżetowej zakładano, że zastrzyk środków sięgnie niemal 47 mld zł, po noweli kwotę zmniejszono do blisko 43 mld zł, a ostatecznie udało się przelać "ledwie" 41 mld zł. Sama liczba nie jest na pierwszy rzut oka imponująca - jest co prawda niższa niż w latach 2015-16, ale wyższa niż w latach poprzednich.
Wysokość dotacji budżetowej do FUS (mld zł) (Bankier.pl na podstawie ZUS)
Jednak gdy przyjrzymy się, jaka część wydatków budżetu trafiała do ZUS (dysponenta FUS), to wynik z ubiegłego roku będzie jednym z najlepszych w ostatniej dekadzie. Warto przy tym podkreślić, że w teoretycznie lepszych latach - 2009 i 2014 r. zastrzyk środków "z zewnątrz" był faktycznie większy. Ale o tym za moment.
Udział dotacji budżetowej w wydatkach budżetu państwa (Bankier.pl na podstawie ZUS)
Skąd w ogóle dotacja do FUS wzięła się w budżecie państwa? Teoretycznie wypłata świadczeń w ramach państwowego systemu ubezpieczeń społecznych powinna być finansowana z wpływów z odpowiednich składek (emerytalnej, rentowej, chorobowej i zdrowotnej). Jednak rok w rok pieniędzy jest za mało. Dlatego mówi się, że system jest trwale deficytowy. Politycy mają więc do wyboru - albo starać się obniżyć wielkość wydatków przez ograniczenie liczby świadczeniobiorców lub wysokości świadczeń, albo podnieść wysokość składek, albo znaleźć środki gdzieś indziej. Opcja trzecia jest oczywiście najwygodniejsza, więc ostatecznie emerytury czy renty i inne świadczenia są dofinansowywane wpływami z podatków, nie wyłącznie składek. Gdyby nie dotacje do FUS, budżet państwa w ogóle nie zanotowałby deficytu w ubiegłym roku, a w 2015 i 2016 r. byłby on śladowy.
Dobra wiadomość jest taka, że od kilku lat sytuacja poprawia się i udział dochodów pozaskładkowych w FUS, czyli m.in. dotacji z budżetów, ale i refundacji z tytułu przekazania części składek do OFE, obniża się. W 2010 r. było to aż 43 proc., a w 2016 r. już 26 proc. Po trzech kwartałach ubiegłego roku spadł do raptem 22 proc.
Udział dochodów pozaskładkowych w dochodach FUS (Bankier.pl na podstawie ZUS)
W perspektywie dekady jest to przede wszystkim zasługa "deformy" OFE, czyli ograniczenia części składek przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych, a nie do ZUS. Jako że nasz system emerytalny jest repartycyjny - z bieżących składek wypłaca się bieżące emerytury - to "strata" ZUS z powodu konieczności przekazywania pieniędzy do OFE była pokrywana z innych źródeł. Refundacja nie jest jednak zapisywana jako wydatek budżetu, lecz rozchód, co powoduje, że nie pogłębia deficytu budżetowego. Formalnie rozchody powinny być finansowane z prywatyzacji, ale ta idzie opornie, więc państwo zaciąga na pokrycie rozchodów dodatkowy dług. Za sprawą zmian w OFE wysokość refundacji wyraźnie zmalała - z 22,3 mld zł w 2010 r. do raptem 3,2 mld zł w 2016 r. Wspomniana wyżej wyjątkowo niska dotacja budżetu do FUS w 2009 r. nie obejmowała właśnie 21 mld zł refundacji z tytułu przekazania składek do OFE.
Ta pozycja nie jest jedynym rodzajem pozaskładkowych dochodów FUS. Zalicza się do nich również środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej. To właśnie 10 mld zł z FRD wpłynęło do FUS w 2014 r., gdy sama dotacja budżetowa była rekordowo niska.
Zmniejszenie udziału dochodów pozaskładkowych w dochodach Funduszu jest efektem nie tylko "deformy" OFE, która zachwiała zaufanie Polaków do państwowego systemu emerytalnego, i statystycznych sztuczek, ale i poprawy sytuacji na rynku pracy. Liczba zatrudnionych rośnie - na koniec III kwartału 2017 r. sięgnęła 16,5 mln osób - podobnie jak liczba osób, od wynagrodzenia których odprowadza się składki (oskładkowanie umów-zleceń) oraz wysokość pensji, w tym płacy minimalnej. W efekcie rosną wpływy ze składek - w ostatniej dekadzie średnio o ok. 8 proc. rocznie.
Chwilowa ulga dla budżetu
Ulga dla budżetu będzie jednak chwilowa, a to za sprawą kolejnej deformy emerytalnej, czyli powrotu do starego wieku emerytalnego - 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Nowe przepisy weszły w życie od października i liczba emerytów zdążyła już wyraźnie wzrosnąć - do 5,5 mln osób.
Liczba emerytów w ZUS w latach 2006-2017. Grudzień 2017 - 5,5mln.
Miesięczna kwota przeznaczana na wypłatę emerytur wzrosła z ok. 11 mld zł notowanych na początku 2017 r. do ponad 12 mld zł w listopadzie i grudniu. Wzrost jest w części rekompensowany przez ograniczenie świadczeń przedemerytalnych, ale są to kwoty rzędu raptem kilkudziesięciu milionów.
Wydatki na emerytury stanowią ok. 2/3 wydatków FUS. W 2016 r. na ten rodzaj świadczeń przeznaczono 131 mld zł, a w 2017 r. - 137 mld zł. Wzrost liczby emerytów i wysokości emerytur sprawia, że w tym roku kwota może już sięgnąć 145-150 mld zł.
Tymczasem Ministerstwo Finansów zakłada w ustawie budżetowej, że dotacja do FUS sięgnie 46,6 mld zł. Podobny plan na 2017 r. udało się zniwelować do 41 mld zł. W tym roku będzie to jednak o wiele trudniejsze, a wszystko zależy od sytuacji na rynku pracy.
System emerytalny potrzebuje reformy
W dłuższym terminie prognozy są dużo gorsze - negatywne trendy demograficzne mają sprawić, że w 2060 r. w Polsce będzie mieszkało mniej osób w wieku produkcyjnym niż w przed- i poprodukcyjnym. Jeżeli wskaźnik aktywności zawodowej utrzyma się na podobnym do dzisiejszego poziomie (56,7 proc.), a wiek emerytalny pozostanie na poziomie 60 i 65 lat, będzie to oznaczało, że na 1 pracującego i opłacającego składki na ubezpieczenia społeczne przypadnie jedna osoba pobierająca świadczenie emerytalne. Skutkiem może być wyraźny spadek stopy zastąpienia, czyli relacji otrzymywanej emerytury do ostatniej pensji.
Warto się jednak pokusić o zarysowanie bardziej pozytywnego scenariusza – na wysokość emerytur będą wpływać inne czynniki, poza liczbą pracujących i świadczeniobiorców. Przede wszystkim – produktywność, która może znacząco wzrosnąć np. w wyniku technologicznego przełomu i przełożyć się na wzrost płac, a co za tym idzie składek. Liczba osób pracujących, od których pensji odprowadzane są składki, może się również zwiększyć w wyniku napływu imigrantów i, w niewielkim stopniu, korekty trendów demograficznych za sprawą wprowadzenia nowych świadczeń socjalnych dla osób wychowujących dzieci.
Istnieje także możliwość, że politycy posłuchają głosów ekspertów i wprowadzą konieczne reformy, które doprowadzą do zmniejszenia stosunku liczby świadczeniobiorców do osób pracujących, np. zwiększą wiek emerytalny czy stopy procentowe składek na ubezpieczenia społeczne. Politycy mogą także zdecydować właśnie o zwiększeniu dotacji budżetowej do FUS - w takim wypadku system będzie w mniejszej części utrzymywany ze składek, a w większej z podatków.
(źródło: www.bankier.pl)